środa, 27 kwietnia 2011

"A ty walcz! Za zwycięstwo w bitwie tej..."

Diety...diety...diety... 
Która z nas nie była przynajmniej na jednej w trakcie swojego życia? W obecnych czasach, kiedy ciągle jesteśmy bombardowane wizerunkami super lasek, to w telewizji, to w gazetach, wydaje nam się, że jesteśmy niedoskonałe, że ciągle jest nas gdzieś na dużo... A to za dużo w udach, to znowu zbyt wystający brzuch, lub zbyt uwydatniona pupa... Chcemy dobrze wyglądać, ładnie się prezentować, żeby ludzie na nas po prostu zwracali uwagę - nie dlatego, że mamy nadprogramowe kilogramy, ale dlatego że jesteśmy atrakcyjne. Chcemy wcisnąć się w ciuchy z wystaw, które jak na mój gust są chyba szyte na chińskie nastolatki (bo Chinki z natury są drobniutkie). Chcemy wreszcie kupić kozaki, które bez problemu wejdą nam na łydkę (w tym roku po raz pierwszy od kilku lat udało mi się wreszcie takie kupić!). CHCEMY SIĘ PO PROSTU PODOBAĆ! I nie tylko innym, ale przede wszystkim sobie samym. Przecież to ważne, żeby stanąć przed lustrem i umieć powiedzieć: "Hej Mała! Fajna jesteś!" :) 

Ja już od dawna nie patrzyłam w lustro z uśmiechem. Wciąż zwiększający się rozmiar, poczynając od 38 a zakończywszy na 50, sprawiał, że miałam ochotę pozbyć się wszystkich luster z domu. A zaczęło się w szkole średniej, kiedy nagle w ciągu roku przytyłam dość sporo. Wybrałam się do dietetyczki, która kazała mi zrobić badania. Od razu zostałam wysłana do endokrynologa. Rozpoznanie: utajona niedoczynność tarczycy... No i się zaczęło... Każdy dodatkowy kilogram zwalałam na chorobę, a nie zwracałam uwagi, że moje posiłki pozostawiały wiele do życzenia. Typowa śląska kuchnia w domu - tłusta i kaloryczna, moja skłonność do tycia, podjadanie, mało ruchu... W przeciągu kilku lat zmieniłam się nie do poznania. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że stałam się zakompleksioną i nie wychodzącą z domu dziewczyną. Nic z tego! Zawsze mnie ciągnęło do ludzi, wyjeżdżałam, wychodziłam wieczorami, spotykałam się z facetami. Tylko nie chciałam zauważać, że mój wygląd pozostawia wiele do życzenia. Zawsze wychodziłam z założenia, że najważniejszy jest charakter. I dotychczas tak jest. Przy ludziach nie pokazuję, że przeszkadza mi moja waga. Bo ona w kontaktach z ludźmi nie jest taka ważna. 4 lata temu poznałam fajnego faceta. Od ponad 3 lat jesteśmy małżeństwem i mamy 1,5 roczną córeczkę. Jemu nie przeszkadza moja waga. Tylko mnie jest z nią coraz ciężej... 
Mając 113kg i w planach dziecko, postanowiłam schudnąć, żeby nie pogrążyć się jeszcze bardziej. Zaczęłam jeść bardziej racjonalnie i jeździć na rowerze. W 3 miesiące przejechałam 970km. Dla mnie to było bardzo dużo. Zeszłam do wagi 107kg. I wtedy zaszłam w ciążę. Jak się okazało - miałam cukrzycę ciążową, więc musiałam przejść na dietę. Dostałam wykaz rzeczy, które mają niski wskaźnik glikemiczny. W trakcie ciąży przybyło mi tylko 6kg. A zaraz po porodzie ważyłam 106kg. Jak rozmawiam z koleżankami, które się skarżą, ile to przytyły w trakcie ciąży, śmieję się, że mnie się udało w ciąży schudnąć :) I wtedy pomyślałam, że skoro tyle mi się udało, to mi się uda więcej!!!! 

Jak tylko skończyłam karmić piersią postanowiłam, że zmieniam swoje nawyki żywieniowe
i zaczynam się ruszać. Kupiłam sobie bieżnię (mechaniczną, bo jest tańsza) i stepper. Następnie zmieniłam je na orbitreka. I zaczęłam szperać po Internecie i książkach kucharskich w poszukiwaniu inspiracji. Chudnę wolno, bo sobie postanowiłam, że nie dam się zwariować i nie porzucę wszystkiego, co lubię. Wiem, że moja przygoda z dietą by się szybko skończyła, a ja wróciłabym do poprzedniej wagi. Jem słodkie w rozsądnych ilościach, ale przestałam słodzić herbatę. Nie piję czarnej, ale zieloną i czerwoną. Nie jem wieprzowiny i wołowiny, ale nie żałuję sobie drobiu :) I chudnę wolniutko - ok. 1kg na miesiąc i mam na dzień dzisiejszy 93 kg. Od wielu lat tylu nie miałam. Jestem z siebie zadowolona i częściej zerkam w lustro. Wam tego też życzę.

A na swoim blogu postanowiłam podzielić się z Wami wypróbowanymi przeze mnie przepisami i spostrzeżeniami dotyczącymi diety. 


Życie jest jak rejs i choć istotne dokąd gnasz, to najważniejsze w odpowiedniej być załodze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz